Lechosław Olsza
Imponował techniką, przeglądem pola, dokładnymi podaniami. W GKS-ie Tychy spędził tylko 1,5 sezonu, ale zdążył w tym czasie zdobyć wicemistrzostwo kraju i zadebiutować w reprezentacji Polski.
Lechosław Olsza trafił do GKS-u Tychy przed sezonem 1975/76 z GKS-u Katowice. Urodzony w 1949 roku od razu okazał się wielkim wzmocnieniem zespołu.
W rundzie jesiennej nowy pomocnik zespołu znalazł się aż pięciokrotnie w „Jedenastce kolejki” katowickiego „Sportu”. Dziennikarz „Sportu” obserwował Olszę podczas zimowych zajęć drużyny w sali gimnastycznej tyskiej Szkoły Podstawowej nr 12. I zachwycał się: „To, co wyczynia na parkiecie Olsza najlepiej świadczy o jego olbrzymich możliwościach. Chytre, fałszem kierowane piłki do partnerów, sztuczki i tricki, włączanie się do ofensywy i strzały”.
„Okrzepł, dojrzał, a przy swoich wybitnych umiejętnościach technicznych i taktycznych jest piłkarzem all round. Kto wie, czy w jego osobie nie należy widzieć kandydata do roli, jaką zwykł spełniać w reprezentacji Kazimierz Deyna?” - komplementował z kolei korespondent „Piłki Nożnej” red. Janusz Jeleń.
Olsza rzeczywiście trafił do reprezentacji i wiosna 1976 roku rozegrał w niej dwa mecze towarzyskie - z Grecją i Szwajcarią. Nie przekonał jednak do siebie trenera Kazimierza Górskiego, który po okresie nieudanych personalnych eksperymentów zdecydował się wrócić do swoich uznanych gwiazd.
- Nie trenowałem jakiś czas z powodu kontuzji i w reprezentacji nie zagrałem tego, co potrafiłem. Ale też przyznaję, że zjadła mnie trema. Co tu dużo mówić, człowiek niby miał już 26 lat, ale gdy przed meczem zagrali „Mazurka Dąbrowskiego”, to poczułem, że nogi mam jak z waty - wspomina piłkarz.
Ale w GKS-ie Tychy Olsza nadal błyszczał i miał wielki udział w wicemistrzostwie Polski na koniec sezonu 75/76.
Niestety, podobnie jak kilku innych tyskich graczy Olszę dopadło „zatrucie srebrem”. Jesienią 1976 roku cała drużyna GKS-u grała dużo słabiej, a szczególne pretensje kierowane były do Olszy. Także za niesportowy tryb życia. W efekcie Olsza został przez klub ukarany 2-letnią dyskwalifikacją i usunięty z klubu. W tygodniku „Piłka Nożna” ukazał się w tym czasie głośny artykuł „Pan piłkarz się bawi”, opisujący zakrapiane alkoholem spotkania towarzyskie w mieszkaniu piłkarza.
Olsza po latach wyjaśnia to tak: - To nie tak, że się zacząłem gorzej prowadzić. Trenowało się jak zawsze, piło się jak zawsze. Początek sezonu był fatalny. Na głowie mieliśmy mecze pucharowe z Koeln, a w lidze jedna porażka, potem druga. Wydawało się, że odrobimy te straty, a tu nic. Siedem punktów po jesieni. Działacze nie szukali winy u siebie, a oni też zawalili sprawę, bo po zdobyciu drugiego miejsca nie wzmocnili składu. A rywale inaczej nas teraz traktowali. Nie byliśmy już rewelacją ligi, ale wicemistrzem Polski, któremu każdy chciał udowodnić, gdzie jego miejsce.
Przerwa w grze Olszy trwała ostatecznie ponad rok. Na boisko wrócił ponownie w barwach GKS-u Katowice w rundzie wiosennej 1978 roku.
Olsza jest wychowankiem Zrywu Chorzów, a większość kariery sportowej spędził w GKS-ie Katowice, również w roli kierownika drużyny i – przez krótki czas – trenera ekstraklasowej drużyny. Jako 20-latek grał z "Gieksą" przeciwko słynnej Barcelonie w ówczesnym Pucharze Miast Targowych.
Były gracz GKS-u Tychy jest ojcem Aleksandry Olszy, byłej tenisistki, zwyciężczyni juniorskiego turnieju na kortach Wimbledonu w 1995 roku, olimpijki z Atlanty.
Fot. zbiory Muzeum Miejskiego w Tychach