Józef Kurek †
Trener, który zasłynął poprowadzeniem reprezentacji Polski do sensacyjnego zwycięstwa 6:4 nad Związkiem Radzieckim podczas mistrzost świata w Katowicach w 1976 roku. Świetny zawodnik, doświadczony szkoleniowiec, barwna osobowość. Z GKS-em Tychy sięgnął w 1983 roku po brązowy medal mistrzostw Polski.
Urodzony w 1933 roku w Krynicy Józef Kurek był świetnym hokeistą. Wychowanek KTH Krynica, grał także przez rok w OWKS Bydgoszcz, ale najdłuzej i z największymi sukcesami występował w Legii Warszawa. Zdobył w jej barwach 7 tytułów mistrza Polski i 5 tytułów wicemistrzowskich. Jako napastnik 103 razy reprezentował kraj w meczach międzynarodowych, dwukrotnie (1956 i 1964) startował na igrzyskach olimpijskich.
Jako trener prowadził m.in. reprezentację Polski seniorów i młodzieżową, a także m.in. Stal Sanok, Pomorzanina Toruń i GKS Tychy (w latach 1982-84). O tyskim okresie w sportowym życiu Kurka pisał Piotr Zawadzki w książce "Jeszcze tylko jeden gol! Tyskie historie hokejowe."
(...) Kiedy po trzech latach pracy z Tychów wyjechał trener Haber, jego następcą został Józef Kurek, powszechnie nazywany „Długopisem”, bo był chudy i wysoki. Popularna i zasłużona postać w polskim hokeju. Pochodzący z Krynicy Kurek był świetnym zawodnikiem, grał w KTH i Legii Warszawa, z którą aż siedmiokrotnie zdobył mistrzostwo Polski. Z reprezentacją Polski wystąpił na Igrzyskach Olimpijskich w Cortina d’Ampezzo (1956) i Innsbrucku (1964). Zasłynął jednak przede wszystkim jako szkoleniowiec reprezentacji Polski, która pokonała 6:4 Związek Radziecki podczas mistrzostw świata w 1976 roku w Katowicach.
Kurek – co zrozumiałe – lubił wspominać, jak prowadzona przez niego drużyna dokonała tego niesamowitego wyczynu. – Rosjanie nas zlekceważyli. Myśleli, że mecz będzie dla nich treningiem, przetarciem przed prawdziwą walką z Czechami czy ze Szwedami. Mieliśmy dużo szczęścia, ale nasi chłopcy się spięli. Bramki padały po kontratakach, jak ustaliliśmy w przedmeczowych założeniach – opowiadał po latach dziennikarzowi „Gazety Wyborczej”. W legendarnym meczu krótko zagrał również Henryk Gruth, wówczas niespełna 19-letni obrońca GKS-u Katowice.
Kurek to był raptus. Takim został zapamiętany również w Tychach. „Gorące kamienie pod jajka i jedziemy!” albo „Bij bliźniego aż koszulka spadnie z niego” – zagrzewał zawodników do walki.
W trakcie przygotowań do sezonu hokeiści biegali czasem dookoła stawów w Parku Północnym, a potem grali w piłkę na boisku Liceum Ogólnokształcącego im. Leona Kruczkowskiego. Nauczyciele kazali wtedy zamykać okna szkolnego budynku, by do uszu uczniów nie dochodziły niecenzuralne połajanki trenera Kurka.
"Bij bliźniego aż koszulka spadnie z niego"- zagrzewał trener zawodników do walki.”
Szkoleniowiec miał swoje, często ekstrawaganckie, zwyczaje. Przed meczem ceremonialnie spluwał do boksu, który miała zająć drużyna przeciwnika. Czasem strzyknął śliną w stronę bramki rywali. Nie przebierał w słowach, szczególnie po alkoholu. Zarządzał: „Jak wół pierdzi, to obora słucha”, o swoich wrogach lubił powiadać, że to „czerwone pająki”.
Po jednym z przegranych spotkań Kurek rzucił do doktora Henryka Madaja: „Wszystkich zawodników trzeba jutro wysłać do okulisty. Patrz pan, oni kolorów nie rozpoznają, przeciwnikom krążek podają”.
Przed meczem GKS-u z Polonią Bytom doszło do przepychanki, która z drużyn ma pierwsza wejść na lód. Kurek uważał, że kto ustąpi, ten przegra. Mecz z tego powodu opóźnił się o 10 minut, bo nikt nie chciał dać za wygraną. Trenerem Polonii był Emil Nikodemowicz, obaj z Kurkiem serdecznie się nie znosili. Co nie przeszkodziło im wspólnie pracować w reprezentacji Polski.
Starym numerem Kurka przed meczami z Podhalem było nakazanie włączenia ogrzewania w szatni gości na maksimum.
Henryk Gruth: – Trener Kurek to był najlepszy w Polsce motywator. Potrafił z każdego gracza wycisnąć wszystko. Do ostatniej kropli.
Stanisław Gawęcki: – Jak się zorientował, że w drużynie panuje sielanka, to zawiązywał intrygę, żeby nas pobudzić do działania.
Kurek lubił pokazywać zawodnikom ich miejsce w szeregu.
Wojciech Matczak: – Dopiero co trafiłem do GKS-u Tychy i wydawało mi się, że jestem już wielkim zawodnikiem. Siedziałem sobie w boksie jako rezerwowy, kiedy Kurek krzyknął w moją stronę: „Matczak, wchodzisz za Bialika”. Wyskoczyłem na lód bez przygotowania, rozegrałem jakoś tę zmianę. Kiedy wróciłem na ławkę, usłyszałem: „No, widzisz, Matczak, nie możesz jeszcze grać, siadaj”.
Trener miał trudny charakter, ale niewątpliwie znał się na hokeju. GKS Tychy na koniec sezonu 1982/83 zajął trzecie miejsce, powtarzając sukces sprzed dwóch lat. Lepsze okazały się tylko Zagłębie Sosnowiec i Polonia Bytom.
W sezonie 1983/84 GKS Tychy zajął w lidze czwarte miejsce, a trener Kurek przyznał się do błędu w przygotowaniach drużyny. Z czasem złapała ona wprawdzie odpowiedni rytm, ale w półfinale play-offu nie miała żadnych szans z nową krajową potęgą – Polonią Bytom. W meczach o brąz nie sprostała natomiast Naprzodowi.
Nie był to jednak stracony sezon, ponieważ 17 lutego 1984 roku GKS Tychy zdobył swoje pierwsze trofeum – Puchar Polskiego Związku Hokeja na Lodzie i „Sportu”.
W połowie 1984 roku trener Kurek, skuszony perspektywą powrotu do pracy z reprezentacją, niespodziewanie zrezygnował z posady w Tychach.
Józef Kurek zmarł w 2015 roku w Krynicy.
Fot. Olympedia