Adam Bagiński
Wychowanek Stoczniowca Gdańsk Adam Bagiński został legendą tyskiego hokeja. Zapracował na to miano dzięki sukcesom i ambicji.
Bagiński urodził się w 1980 roku w Gdańsku i swoją przygodę z hokejem rozpoczął w miejscowym Stoczniowcu. Pasją do tego sportu zaraził go tata Sylwester, który przed laty był czołowym zawodnikiem gdańskiego klubu.
W 2003 roku Adam zdecydował się na przenosiny do GKS-u Tychy. O okolicznościach transferu opowiada książka Piotra Zawadzkiego "Jeszcze tylko jeden gol".
"(...) Adam Bagiński: – Kiedy tata mi powiedział, że ważny działacz z Tychów zaprosił mnie na rozmowy, od razu się zgodziłem. Gorzej niż w Gdańsku już być nie mogło. Prezes Stoczniowca Marek Kostecki traktował zawodników jak niewolników. Jemu nie zależało na sukcesach klubu. U prezesa hokeiści znajdowali się na samym końcu łańcucha interesów. Akurat w 2003 roku niespodziewanie zdobyliśmy brązowy medal, i to był dla prezesa kłopot, no bo musiały się znaleźć pieniądze na premie albo podwyżki.
W maju 2003 roku 23-letni Bagiński razem z bramkarzem Tomaszem Wawrzkiewiczem pojechali do Tychów na rozmowy, które odbyły się w należącym do Chrząstka hotelu Stara Poczta. Wawrzkiewicz się nie dogadał, natomiast Bagiński podpisał papiery. Przede wszystkim dlatego, że najbardziej na świecie chciał się wreszcie wyrwać ze Stoczniowca.
Zawodnik wrócił do Gdańska, zapakował do hokejowej torby sprzęt, pościel, poduszkę i ponownie pojawił się w Tychach.
Bagiński: – Przyjechałem nocnym pociągiem, dotarłem na lodowisko, a tu żywego ducha. Wyobrażałem sobie chyba, że w Tychach wszyscy na mnie czekają. Usiadłem przed halą na torbie ze sprzętem i zacząłem wydzwaniać do Wojtka Matczaka i Karola Pawlika. Zorganizowali mi zaraz pokój na basenie, potem zamieszkałem w hotelu Prima koło lodowiska.
Pierwsze tygodnie nie były spokojne. Stoczniowiec natychmiast zawiesił Bagińskiego w prawach zawodnika. Adam trenował z zespołem, ale po zajęciach zostawał sam w hotelowych ścianach. Wprawdzie nowy kolega z GKS-u Wojciech Sosiński pożyczył mu rower, ale ile można było na nim jeździć... Prawie co weekend ruszał więc do Gdańska, do rodziny, znajomych, no i do swojej dziewczyny Doroty. Rozkład jazdy pociągów kursujących między Trójmiastem i Górnym Śląskiem znał na pamięć.
Bagiński: – Zadawałem wtedy masę trudnych pytań prezesowi Skowrońskiemu. Słyszałem: „Jesteś pewny, że chcesz grać u nas? No to będziesz grał”. Dzień przed startem ligi byłem wciąż zawieszony, dopiero w dniu pierwszego meczu – tak się złożyło, że przeciwko Stoczniowcowi w Gdańsku – zostałem oficjalnie wypożyczony do GKS-u Tychy. Starałem się za trzech, wygraliśmy 2:1, zaliczyłem asystę przy golu Dušana Adamčíka. To było moje symboliczne pożegnanie ze Stoczniowcem.
Napastnik z Gdańska pewnie nawet wtedy nie przypuszczał, że z tyskim klubem zwiąże się na kilkanaście lat i w jego barwach sięgnie po krajowe i międzynarodowe sukcesy."
W 2005 roku Bagiński mógł się cieszyć z pierwszego w historii mistrzostwa Polski - zarówno swojego, jak i tyskiego hokeja. W trakcie długiej kariery zdobył dla GKS-u pięć tytułów mistrzowskich, siedem Pucharów Polski i trzy Superpuchary, a łącznie wywalczył 17 medali mistrzostw Polski (w tym jeden, brązowy, ze Stoczniowcem). Występował z GKS-em w europejskich rozgrywkach pucharowych. Stał się w ten sposób najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii hokeja w naszym mieście. Był też wielokrotnym reprezentantem Polski.
Bagiński był ulubieńcem tyskich kibiców, którzy cenili go nie tylko za sportowy poziom, ale i ogromne poświęcenie dla drużyny. Koniec kariery sportowej zawodnik ogłosił w 2020 roku w wieku 40 lat, trafiając jednocześnie do sztabu szkoleniowego GKS-u - jako asystent trenera Krzysztofa Majkowskiego, a potem Andrieja Sidorenki.
Fot. Radosław Kaźmierczak